czwartek, 8 października 2015

Rozdział 2 : Sordida memoriae

 - No nie! - Lyanna pochyliła się nad nieprzytomną Gryfonką. - Nawdychałeś się utleniacza?  Nathaniel wyraźnie powiedział, żebyśmy na nią uważali, a ty co? Mogła sobie roztrzaskać czaszkę! Nawet nie chcę myśleć o możliwości pomylenia zaklęć. - Gdy dziewczyna wyczuła puls, nieco się uspokoiła. Nie zmieniało to jednak faktu, iż jej przyjaciel zachował się bardzo lekkomyślnie, zaczajając się na Granger z różdżką.
Tymczasem Draco ze stoickim spokojem słuchał jej tyrady. Na jego bladej, wyniosłej twarzy jak zwykle malowało się znudzenie zaistniałą sytuacją.
- Ach tak, rozumiem. Miałaś zamiar najpierw rozłożyć dla niej poduszki, prawda?
- Zamiast tak się wydurniać, mógłbyś pomóc mi przenieść ją do przedziału. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru znosić towarzystwa wścibskich gapiów.
- Tak, pani profesor - powiedział na tyle cicho, by dziewczyna go nie usłyszała, po czym wziął Granger w ramiona.
Nie była zbyt ciężka, z uwagi na swoją dość kruchą sylwetkę, ale poczuł pewnego rodzaju ulgę po ułożeniu jej na siedzisku w najbliższym przedziale, oczyszczonego ówcześnie z uczniów, pod groźbą rzucenia na nich klątwy. Hermiona może i, po zmniejszeniu przednich zębów, nie należała do najbrzydszych, ale, jakby nie było, była najzwyklejszą szlamą i do tego najlepszą przyjaciółką Pottera.
- Zamknij drzwi - poleciła Lyanna, w tym samym czasie wyciszając pomieszczenie. - Nie jestem pewna, czy potrafię - powiedziała chwilę później. Wszystkie kwestie związane z zabezpieczeniami były już załatwione, pozostało już tylko rzucenie zaklęcia.
- Jeśli chcesz, ja mogę spróbować.
- Dzięki.
Nie była zdziwiona propozycją Dracona. Od samego początku miała cichą nadzieję, że chłopak zrobi to za nią. Nie była najlepsza w dziedzinie czarów, o wiele bardziej radziła sobie z eliksirami i zielarstwem, dlatego była strasznie zdziwiona w chwili przydzielenia jej do tego zadania. Zresztą tak samo jak jej przyjaciel.
- Nie dziękuj. Po prostu w razie niewypału zwale całą winę na ciebie.
Uśmiechnął się szeroko i wyjął różdżkę. Nakreślił nią w powietrzu dwie poziome ósemki. Przy ostatniej ręka lekko mu zadrżała. Wprawdzie wielokrotnie widział czarodziei posługujących się tym czarem, ale nigdy sam nie próbował go rzucać..
- Sordida memoriae! *
Przez chwilę, która zdawała się trwać całą wieczność, stał bez ruchu, wpatrując się w nadal nieruchomą Hermione. Nagle Lyanna złapała go za rękaw szaty, szepcąc mu do ucha :
- Lepiej, żeby nas tu nie było w chwili jej przebudzenia.
Więc Draco, chcąc nie chcąc, zostawił dziewczynę samą.
Już wchodził do przedziału zajmowanego przez Zabiniego i Notta, gdy jego czaszkę przeszył potworny ból.

♥♥♥

Deszcz spadał na brudne ulice Londynu, jakby istniała jakakolwiek szansa na to, że jest w stanie je choć trochę oczyścić. Było dobrze po północy, sądząc po pustych ulicach i wszechobecnej ciemności, w niektórych miejscach zastąpionej przez migające światło lamp ulicznych. 
Pod jedną z takich właśnie latarni siedziała dwójka młodych ludzi, najwyżej dwudziestoletnich. Przed nimi leżała napoczęta butelka mugolskiej wódki. Druga znajdowała się w reku mężczyzny. 
Był przystojny, z lekko rozwianymi platynowymi włosami, opadającymi na oczy o stalowoszarych tęczówkach. Wyglądałby jak model z pierwszej strony magazyny, gdyby nie jego pogniecione czarne ubrania. 
- I co ja mam teraz zrobić, co, Nott?
Siedzący obok blondyna Nott wyglądał trochę lepiej. Był jedynie potwornie blady, co, w połączeniu z jego kruczoczarną czupryną, nie wyglądało korzystnie. 
- Nawet ja tego nie wiem.
Chłopak wstał. Z powodu procentów we krwi, zrobił to dość chwiejnie. Mimo to dość celnie wycelował różdżką w niebo, na którym po chwili pojawiły się zielone ogniki, układające się w prostą linie. 
Nott spojrzał z przerażaniem na wyczyny przyjaciela i również wstał. Może była to zasługa dość kiepskiej kondycji blondyna, ale sprawiał wrażenie o wiele wyższego od niego.
- Zapomniałeś o namiarze?!
Blondyn spróbował się roześmiać, jednak przyniosło to dość marny skutek. Wpatrywał się chwilę w niebo, po czym sięgnął po butelkę.
- Dziś są moje urodziny - powiedział i pociągnął zdrowego łyka.


♥♥♥

- Może nie żyję?
- Coś ty. Najwyżej robi sobie z nas żarty.
- Nie sądzę. Wyglądał dość słabo. 
- Słabo? Żebyś go widziała na imprezie bożonarodzeniowej u Davis!
- Zabini, proszę cię...
- No co? Ja tylko stwierdzam fakty.
Pansy Parkinson i Blaise Zabini siedzieli naprzeciw siebie w głębokich fotelach obitych czarną skórą. Przez chwilę mierzyli się bez słowa spojrzeniami, do chwili gdy do pomieszczenia nie wróciła rozdygotana Dafne. Obydwoje, jak jeden mąż, podbiegli do niej i zaczęli zasypywać pytaniami typu "Co z nim?", "Powiadomiłaś jego rodziców?" oraz "Gdzie w tym domu trzymacie Ognistą?". To ostatnie wyszło oczywiście od Diabła, który zaraz po otrzymaniu odpowiedzi na nurtujące go pytanie, wyszedł w poszukiwaniu barku.
- I co? - zapytała Pansy, kiedy zostały już same.
Dafne usiadła, założyła nogę na nogę i spojrzała na nią ze strachem czającym się w jasnozielonych oczach. Nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę, zwłaszcza kiedy chodziło o jej najbliższych.
- Byli przedtem spotkać się z Granger, prawda? Dotyczyło to tego zadania -powiedziała, nie zważając uwagi na nerwowe ruchy Pansy.
W końcu brunetka pękła.
- Nie wiem... Nie jestem pewna - Zazwyczaj rozgadana, teraz gubiła się we własnych słowach. - Pytałam o to Lynn. Ona jest śmiertelnie przerażona, Pans. Nawet poprosiła rodziców o pozostanie w Anglii. - Zrobiła przerwę w celu upewnienia się, czy nikogo nie ma w pobliżu - Ale raczej tak. Byli spotkać się z Granger.
- Wiedziałem!
Usłyszały dźwięk tłuczonego szkła, a po chwili mocny zapach alkoholu. Nad szczątkami Ognistej stał Diabeł.


♥♥♥

Hermiona bez większego zainteresowania patrzyła na mijany krajobraz przez samochodową szybę. Jej ojciec próbował zagaić rozmowę, opowiadając jej anegdoty o pacjentach jego salonu dentystycznego. Chyba o pani Morus i jej nieznośnym, złośliwym yorku. Nie jest do końca pewna, co parę chwil ponownie zatapiała się w myślach do chwili, odpowiadając na pytania pomrukiwaniem bądź monosylabami. 
Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na swojej ulicy.
Domki nie były tu jednakowe jak na Privet Drive. Każdy, pomalowany na inny kolor, wyrażał osobowość właścicieli. A byli to w większości mili ludzie, za pępek całego świta uważający swój ogródek. Na przykład sąsiadka państwa Granger, pani Graham, uśmiechnęła się do ojca i córki zza równo przystrzyżonego żywopłotu. Ku zadowoleniu Hermiony, pan Granger przystanął w celu porozmawiania ze starszą panią.Umożliwiało jej to przejście do swojego pokoju bez konieczności prowadzenia dalszej wymuszonej konwersacji.
Raźnym krokiem skierowała się w kierunku białego budynku z   czerwonymi dachówkami. Ku swojemu zaniepokojeniu odkryła, że frontowe drzwi były otwarte i, co gorsza, ze środka dobiegał głos. Głos Johna Lennona, uściślając.
Osiemnastolatka zacisnęła dłoń w pięść tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Po cichu weszła do przedpokoju i zdjęła tenisówki. Następnie udała się do małego, przytulnego salonu, oddzielonego od kuchni jedynie drewnianym blatem.
Siedziała tam. Jak zwykle z przymkniętymi powiekami, wsłuchując się w muzykę Beatlesów. Tata mówił, że to ją uspokaja, dlatego dziewczyna oparła się pokusie wyłączenia radia. Zamiast tego przykucnęła obok kwiecistego fotela i wzięła dłonie swojej matki w swoje. Były zimne i żylaste, zupełnie niepodobne do jej własnych, gładkich i ciepłych.
- Koniec? - zapytała starsza z kobiet zachrypniętym od papierosów głosem.
- Już prawie, mamo. Już prawie.
♥♥♥

*  łac. brudna pamięć









poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 1 : Ostatnie promienie słoneczne

Już od bladego świtu w zamku panował rozgardiasz spowodowany nadchodzącymi wakacjami. Kufry oraz walizki latały z dormitorium do dormitorium, a na każdym kroku można było natknąć się na grupki uczniów żegnających się wylewnie.
Draco Malfoy siedział na szmaragdowozielonej sofie, w duchu dziękując Tiarze Przydziału za przydział do Slytherinu, gdzie nie zwykło się rozpaczać nad wakacyjną rozłąką ze szkolnymi przyjaciół oraz nie zostawiało się wszystkiego na ostatnią chwilę. Istniały też wyjątki, rzecz jasna. Na przykład soczyste przekleństwa Gregory'ego Goyle'a na niedomykający się bagaż było słychać w całych lochach. Zoe Accrington i Scarlett Lympsham natomiast irytowały wszystkich dookoła swoją rozmową na temat częstotliwości wysyłania listów. Na całe szczęście wszyscy oprócz nich woleli spędzić ostatnie godziny przed odjazdem ekspresu Hogwart - Londyn w typowo ślizgoński sposób, taki sam jak od wielu lat. Dla nieznających zwyczajów uczniów Domu Węża, trzeba wspomnieć o tym, że lubowali w wszelkiego rodzaju trunkach, od słabego piwa kremowego po rum porzeczkowy
Młody Malfoy i jego przyjaciele kończyli właśnie drugą butelkę Ognistej Whiskey i nic nie wskazywało na to, by na tym poprzestali. Nawet zwykle odpowiedzialny Theodor Nott trzymał w ręku szklankę z bursztynowym płynem i zaśmiewał się w niebo głosy z Pansy Parkinson, która została właśnie oblała sokiem dyniowym przez jakiegoś rozbrykanego trzecioklasistę. 
- Daj spokój. - Blaise Zabini, zwany również Diabłem naczelnym Hogwartu, powstrzymał rozzłoszczoną koleżankę przed wyciągnięciem różdżki i przeklęciem nieszczęśnika. - Nie warto robić sobie kłopotów na sam koniec.
- Zgadzam się z przedmówcą. - Do rozmowy włączyła się kształtna blondynka, siedząca obok Dracona. - Nie chcę powtórki z tamtego roku. - Gdy to mówiła jej ręka odruchowo powędrowała do blizny na brodzie.
Ciemnoskóry Ślizgon zaśmiał się.
- Nie bój się, Dafne. Osobiście dopilnuje, żeby wszystkie tłuczki w szkole trzymały się od ciebie z daleka.
- Chciałeś raczej powiedzieć : Osobiście dopilnuję, żeby wszyscy Gryfoni trzymali się od ciebie z daleka.
- Nie, Draco. Chodziło mi o tłuczki. Wszystkie. Te żywee też.
Smok i Diabeł spojrzeli na siebie konspiracyjnie. Nie spodobało to się Theodorowi. Jakby nie było jest prefektem i powinien potępiać konflikty międzydomowe. Spojrzał na nich wzrokiem godnym McGonnagall, na co ci uśmiechnęli się tylko do ucha do ucha.
- Dobra, skończcie. O wiele bardziej interesuję mnie to, co zaplanowaliście na lato - Pansy oparła się na łokciach i wpatrywała się w przyjaciół wyczekująco. Kiedy jednak żadne nie podjęło tematu, sama zaczęła opowiadać o swoich zamiarach. - Bo ja zamierzam wybrać się z rodzicami do Oslo. Podobno podjęli ostateczną decyzję w kwestii mojego zamążpójścia i chcieliby mnie przedstawić familii mojego przyszłego mężulka.
Nott westchnęł ciężko. Jako jedyny z całego towarzystwa pochodził z rodziny, gdzie tradycja wybierania małżonka przez rodziców dawno odeszła w zapomnienie i czuł się co najmniej dziwnie wiedząc, że pozostali nie mają takiej swobody matrymonialnej jak on.
- Kto to taki? - zaciekawił się Diabeł.W jego ciemnych jak heban oczach błysnęły figlarne ogniki.
- Właśnie dopiero mam go poznać!
Draco prychnął pod nosem.
- Masz szczęście, że go jeszczena oczy nie widziałaś. Małżeństwo nie wydaję się tak straszne, kiedy nie jesteś świadom wad narzeczonego.
Dafne pacnęła blondyna w ramię. Doskonale wiedziała, do czego zmierzał. Malfoy otrzymał w zeszłym miesiącu list od rodziców, informujący o umowie, jaką Narcyza i Lucjusz zawarli z państwem Greengrass. Z początku nie było tak źle, bo przewidywał sytuacje, w której rodzice wybiorą dla niego którąś z jego znajomych. Swoją postawę zmienił dopiero, gdy po konsultacji z rodziną, dowiedział się, że to nie blondynka, a jej młodsza siostra została wybrana dla Dracona. Nawet groźba zrzeknięcia się fortuny i zamieszkania u Zabiniego nie pomogła. Jego rodzice z jakiegoś powodu uparli się właśnie na Astorię, z którą Ślizgon od dawna darł koty, chociaż jej o dwa lata starsza siostra była wciąż wolna. Draco uważał to za największą niesprawiedliwość tego świata, a za punkt honorowy wyznaczył sobie oczernienie przyszłej małżonki w oczach wszystkich dookoła. Szczególnie uwziął się na Dafne, która zaczynała mieć tego z dawka dość. Jakby nie było chodziło o dobre imię jej siostry.
- Dobra, niech ci będzie - mruknął pod nosem niezadowolony Draco. Spojrzał na zegar wiszący naprzeciw nich. - Lepiej będzie jak zacznę się już zbierać. Nie chcę znowu wylądować w przedziale obok Pottera.
♥♥♥

Tymczasem Potter, wraz z Ronem i Hermioną, zmierzał w kierunku czerwonej lokomotywy. Nowa najpopularniejsza para w Hogwarcie najwyraźniej przeżywała swój pierwszy kryzys, ponieważ panna Granger trzymała się z dala od rudego, z nietęgą miną mrucząc coś pod nosem.
- Co jej znowu powiedziałeś?
Ron udał wielce oburzonego pytaniem przyjaciela i jako pierwszy wszedł po pociągu. Harry westchnął, wziął kufer swój i Hermiony, po czym podążył za nim do przedziału dla prefektów, do którego, jako kapitan drużyny qudditcha, uzyskał na początku szóstego roku wstęp.
- Macie zamiar nie odzywać się do siebie przez całą drogę? - zapytał zielonooki, kiedy pół godziny później ruszali w drogę. Miał serdecznie dość wiecznych kłótni pomiędzy dwójką swoich najlepszych przyjaciół, a kiedy oznajmili mu, że są razem, zakiełkowała w nim nadzieja na przeżycie ostatniego roku nauki w spokoju. Naiwna, jak widać na załączonym obrazku.
- O co ci chodzi? - Hermiona wyglądała na szczerze zdziwioną pytaniem Harry'ego. Odłożyła "Proroka Codziennego", którego trzymała kurczowo w dłoniach od chwili wyjścia z dormitorium, i przysunęła się bliżej przyjaciół. - Ja po prostu... -  zamyśliła się w celu znalezienia odpowiedniej odpowiedzi. Kiedy jej się to nie udało, wstała i podeszła do drzwi. - Lepiej pójdę poszukać Ginny. - I wyszła, zanim którykolwiek zdołał cokolwiek powiedzieć.

♥♥♥

Ginewra Weasley, wraz ze swoimi znajomymi z roku zajmowała przedział w ostatnim wagonie. Był to ten sam od pięciu lat, dlatego Hermiona bez większych trudności zauważyła rudą rozczochraną czuprynę spomiędzy starannie wystylizowanych fryzur jej współtowarzyszy podróży.
Już od progu uderzył w nią gryzący zapach tytoniu i alkoholu. Ginny siedziała z dala od jego źródła, którym byli ślizgonscy chłopcy, chowający właśnie używki przed czujnym okiem pani prefekt. Wyjęli je niemal natychmiast, kiedy zorientowali się, że Gryfonka nie ma zamiaru zwracać na nich większej uwagi, gdyż poświęciła ją w całości rozmowie, która toczyła się pomiędzy jej najlepszą przyjaciółką a brunetką, siedzącą naprzeciw niej. Była bardzo szczupła, wręcz tyczkowata, do czego nie za bardzo pasowała okrągła buzia, cała obsypana piegami, co czyniło ją bardzo podobną do członków rodziny Weasley.
- ... i ty doskonale o tym wiesz. - Dopiero po chwili Hermiona zauważyła żywą gestykulację Pieguski i zawziętą minę Ginny. Dziewczyny najwyraźniej się o coś kłóciły.
- Nie masz absolutnie żadnego prawa, by mówić mi, co mam robić! Ani ty, ani ta twoja tchórzofretka. Sama podejmuję decyzję, rozumiesz ?! - Głos najmłodszej latorośli państwa Weasley w niczym nie przypominał słodkiego głosiku, załamującego się od płaczu, gdy matka nie pozwoliła jej jechać do szkoły z braćmi. Odkąd Tiara Przydziału wybrała dla niej Dom Salazara Slytherina, Ginny zmieniła się do poznania. Nigdy jednak nie zachowywała się tak agresywnie jak w tej chwili.
Gdy dziewczyna wyjęła różdżkę zza pazuchy, Hermiona zdecydowała, że najwyższa pora na ujawnienie swojej obecności.
- Cześć.
Pieguska odskoczyła gwałtownie na dźwięk głosu Gryfonki. Dopiero teraz, po odwróceniu przez nią głowy, ta uświadomiła sobie, z kim zadarła jej najlepsza przyjaciółka. Szkarłatna szrama zaczynała się nad łukiem brwiowym, a kończyła przy ustach dziewczyny, przez co wyglądała jakby cały czas uśmiechała się kpiąco. Zupełnie jak jej przyjaciel, który robił to nawet bez blizny.
Tym razem jednak "papużki nierozłączki", jak nazywano w Gryffindorze Dracona Malfoy'a i Lyannę Whisross, znajdowały się w dwóch różnych miejscach. I to w dodatku w ostatnim dniu szkoły...
- O, Granger! Nie wiedziałam, że Weasley i ty się przyjaźnicie. W sumie nic dziwnego - Głos arystokratki w niczym nie przypominał ostrego tonu Ginny. Nie przeciągała też głosek, tak jak większość jej kolegów z domu. Jej głos był zimny niczym lód. Pusty, nie wyrażający żadnych emocji. - Zawsze wiedziałam, że kłamałaś w kwestii niechęci do szlamu, bo ty go po prostu uwielbiasz. Chodź chłopaki, nic tu po nas. - Powiedziała do dwóch tęgich osiłków, siedzących przy drzwiach, obok znajomych Ginny. Crabble i Goyle bez słowa wyszli na korytarz, ale panna Whisross wprost nie mogła oprzeć się pokusie rozzłoszczenia znienawidzonej przez siebie Gryfonki. -  I jak tam z mamusią, Granger? W sumie jej się nie dziwie, gdybym ja miała taką córeczkę, postąpiłabym podobnie.- I wyszła swoim dumnym krokiem, unosząc głowę tak wysoko, że chyba tylko cud uchronił ją przed złamaniem karku.
- Nie słuchaj jej - Odezwała się Ginny, tym razem łagodniej. - Ona i jej koledzy niedługo się sparzą na swoich docinkach.
Hermiona w ogóle jej nie słuchała. O wiele bardziej interesowało ją to, o czym mówiły Ślizgonki, zanim tu weszła. Wiedząc, że nie ma co liczyć na uzyskanie odpowiedzi od przyjaciółki, szybko się pożegnała i wróciła do Harry'ego i Rona, grających z w szachy.
Bez słowa wyjaśnienia zabrała z kufra bruneta pelerynę niewidkę, a na pytanie, do czego jest jej potrzebna, odpowiedziała zdawkowo :
- Przekonacie się, gdy wrócę.

♥♥♥

Lyanna Whisross szła pospiesznie korytarzami pociągu. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną, oglądała się za siebie co pięć sekund, przez co utrudniała Hermionie śledzenie jej. Wszystko szło jak po maśle do chwili, gdy Gryfonka przechodziła obok wózka ze słodyczami i poślizgnęła się na skaczących po podłodze czekoladowych żabach. Na jej szczęście panna Whisross w tym samym czasie przeszła do innego wagonu. Hermiona przeklęła w myślach wszystkie czekoladowe żaby tego świata i pognała za nią, do drzwi. To, co za nimi zastała, zwaliło ją z nóg. Dosłownie. Ostatnie, co zapomniała zanim osunęła się na ziemię, to znajomy głos tuż przy jej uchu.
- Nie ładnie wtrącać nos w nie swoje sprawy, szlamo.

♥♥♥

Uf! 
Nareszcie udało mi się, po wielu problemach, opublikować rozdział numer jeden. Może i pierwotna wersja była lepsza, ale już naprawdę nie mam sił użerać się na okrągło z tym samym.
Co do mojej jedynki, mogę powiedzieć, że jestem berbeciem w kwestii pisania opowiadania i czekam na wszelką krytykę odnośnie mojego tekstu. 
Padam z nóg ( co mają nogi do stukania na klawiaturze?! ) i pozdrawiam.
J ♥

PS Tak, mam pewne problemy z interpunkcją i powtarzającymi się słowami. Przepraszam!

środa, 30 września 2015

Prolog

- Przecież zaledwie tydzień wstecz zapewniał pan, że nic nam nie grozi.
- Bo tak myślałem. Ja również jestem zaskoczony, panno Granger.
Albus Dumbledore spojrzał na swoją najlepszą uczennicę zza swoich okularów-połówek. Mimo, iż w środku musiała cała drżeć ze strachu, nie okazywała tego. Dlatego właśnie to ją wybrał. Była najbystrzejsza z całego swojego rocznika - ba, ze swojego stulecia - oraz cechowała się opanowaniem w każdej sytuacji. Komu miałby zaufać, jeśli nie Hermionie Granger? Fakt, iż nadal tu siedziała był dowodem na to, że podjął słuszną decyzję, wzywając ją do swojego gabinetu.
Hermiona przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. Kiedy otworzyła oczy, była już gotowa na resztę informacji.
- Kto?
- Tego nie jestem niestety pewien. Jedna zakładam, że ktoś, kogo już zdołał oszukać. Ktoś, kto poznał już jego moc i nie zaryzykuje odmową.
Dziewczyna poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. 
- Oczywiście to tylko moje przypuszczenia. Nic nigdy nie jest do końca pewne.
- Ale te przypuszczenia są bardzo prawdopodobne - mruknęła pod nosem.
Dyrektor uśmiechnął się. Ta dziewczyna nawet w trudnych dla niej chwilach potrafi myśleć racjonalnie. Chyba jest gotowa.
- A kiedy?
- Te wakacje.

♥♥♥


Witam bardzo serdecznie na moim nowym opowiadaniu pt. "Wybrana". Jak pewnie wielu się już domyśliło, jego tematyką jest mój ulubiony parring, czyli Dramione. Od razu zaznaczam, że zupełnie odbiegłam od kanonu, za co serdecznie przepraszam czytelników, którzy są temu przeciwni. Na pocieszenie napiszę jeszcze, że dodałam trochę postaci wymyślonych w zupełności przeze mnie ( jak szaleć, to szaleć) . Jak już wspominałam, opowiadanie jest niekanoniczne, przez co pozwoliłam sobie na to, by po powrocie Czarnego Pana ( wydarzenia od I do IV tomu są uwzględnione w opowiadaniu)  nastała 2 - letnia cisza z jego strony. Tak więc, nie było Bitwy w Departamencie Tajemnic, Śmierci Syriusza, Dumbledore'a itp., itd  Akcja rozgrywa się w wakacje pomiędzy 6 a 7 rokiem oraz od początku do końca 7. 
Cóż, to chyba tyle chciałam powiedzieć.
Mam nadzieje, że historia, jaką mam do opowiedzenia, przyjmie się pozytywnie, mimo iż jestem Świeżakiem w dziedzinie pisania. 
Pozdrawiam,
J ♥

PS Jeśli zauważyłeś błąd/błędy, nie bój się i napisz mi o tym! Cały czas się uczę!